Strony

niedziela, 4 października 2015

TROCHĘ O ZWIERZĘTACH


Plan na dziś miałam taki. Spacer po lesie i odwiedziny u czworonogów ...i nie koty ani też nie psy mam na myśli.
W okolicy lasu, do którego wczoraj się wybrałyśmy na wędrówkę jest stadnina koni. Nie wyobrażałam sobie, żeby tam nie zajrzeć i nie nacieszyć oczu. Jak i również nie zapoznać Patrycji z tak pięknymi zwierzętami jakimi są konie.






Znalazł się też kotek, z którym polubiła się Patka



Moja jeździecka przygoda rozpoczęła się 21 lat temu. Moja mama zapisała mnie na obóz jeździecki. Do tej pory z sentymentem wracam do tych wspomnień.

Po powrocie kontynuowałam znajomości z końmi w jednej ze szkół jeździeckich. Trwało to parę lat do momentu przeprowadzki do innego miasta. Na szczęście nie daleko od mojego nowego miejsca zamieszania odkryłam stadninę koni. I tak na nowo rozpoczęłam swoją koniarską przygodę. Niestety trwała ona krótko, ponieważ okazało, się że mój stan zdrowia nie pozwala mi, żebym dłużej jeździła.

Jedyne co mogłam w tej sytuacji zrobić to odwiedzać tę stadninę, żeby chociaż w ten sposób móc mieć kontakt z końmi. Druga stadnina, którą odwiedzałam. Jest ona w sąsiedztwie mojego azylu spokoju, do którego jeżdżę tak często jak tylko się da(pisałam o nim z jednym z pierwszych wpisów na blogu). Znikałam na całe dnie z domu i przesiadywałam tam właśnie, przyglądając się koniom. Zdarzało mi się z nimi rozmawiać za każdym razem jak podchodziły. I oczywiście robiłam zdjęcia, żeby móc wspominać po powrocie do miasta.




Miałam swego czasu taki pomysł, żeby mieć własnego konia, ale wiadomo na balkonie nie zamieszka. W mieszkaniu też nie. A ponieważ zawsze byłam zwierzęcio lubna. To postanowiłam mieć psa. Nie chciałam żadnego rasowego, a zwykły kundelek mi się zamarzył. Idąc tym tropem, że one takie najwierniejsze.
Kuba bo tak się wabił był ze mną 5 lat.
Niestety, któregoś dnia z bandą kolegów popędził za sunią i ślad po nim zaginął. Szukałam po okolicy, ale nic z tego. Łudziłam, się że może wróci skąd wybiegł, ale pewnie nie znalazł drogi powrotnej gdyż byliśmy wtedy na obcym dla niego terenie.



Po roku przygarnęłam pod swój dach małego szczeniaczka, którego znalazłam na polu.
Pamiętam jak dziś, gdy poszłam z nim do weterynarza okazało, się że maluch jeszcze dobrze nie widzi. Miała być małym pieskiem. Miała, bo okazało się że to suczka. A wyrosła na mieszańca owczarka niemieckiego. Była ze mną cztery lata. Wspaniałe 4 lata. Życie tak się potoczyło, że Sonia od 2 lat ma nowych właścicieli. Bardzo chciałam, żeby ze mną była, a w sumie z nami, bo i z Patrycją, ale czasem życie stawia przed nami wybory.




Gdy Patusia skończyła rok zaczęłam myśleć o tym, że fajnie by było gdyby towarzyszył nam jakiś zwierzęcy przyjaciel. A że u mnie od myśli do czynów nie daleko. Postanowiłam adoptować kotka. Prześledziłam fundacje zajmujące się adopcją zwierząt.Umówiłam się z dziewczyną, która przyjechała do mnie z maluchem. Po podpisaniu umowy adopcyjne kociak został z nami. I jest już w naszym mieszkanku rok.





Uważam, że dziecko przez posiadanie kotka pieska lub innego domowego zwierzęcia uczy się odpowiedzialności, systematyczności oraz opiekuńczości. Zwierzak to również świetny kompan do wspólnej zabawy.

Jeśli zdarzy się kiedyś tak, że będziemy miały domek z ogródkiem z pewnością pojawi się w nim pies a nie wykluczone, że nawet nie jeden i dodatkowy kot, żeby ten, którego już mamy miał towarzystwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz