Strony

wtorek, 22 stycznia 2019


Każde dziecko powinno doświadczyć takiej miłości. Nie da się jej z niczym porównać.! ! !


 Jakiś czas temu pisałam o Tacie , a ściślej o tym co i jak gdy go nie ma przy dziecku. Jeśli nie czytałaś zerknij. Teraz gdy moja córa jest starsza. A w przedszkolu dzieci rozmawiają ze sobą bardziej otwarcie i zdecydowane lepiej siebie rozumieją. Pojawiają się kolejne pytania, a właściwie pytań nie ma końca. Od tych prozaicznych "dlaczego rower jest czerwony?" , "czemu koła się kręcą?" i "czemu wieje i pada?" do tych bardziej skomplikowanych i trudnych. A z pewnością złożonych.

 Jakiś czas temu, jadąc tramwajem. Zupełnie niespodziewanie Patrycja spytała się mnie gdzie jest jej babcia i dziadek. Myślałam, że na takie pytania jest jeszcze trochę czasu. Czyli jak słyszałam z różnych źródeł tj, od znajomych i od pań w żłobku. Pytania pojawią się za kilka lata. Czyli, 2017/2018. Tłumaczone to było tym, że dzieciaki więcej mówią, bardziej są ciekawi itp. Dlatego gdy moje dziecko spytało mnie o swoją babcie, przyznam, że w pierwszej chwili oniemiała. Udało mi się jednak szybko dojść do siebie i wytłumaczyłam młodej, że babcia i dziadek byli bardzo chorzy i teraz są w chmurkach. Ale patrzą na nas z góry i cieszą się że mają tak wspaniałą wnuczkę.

 Do niedawna też cieszył mnie fakt, że Patrycja nie przyswoiła jeszcze faktu, że mogą być dwie babcie. I chyba wywołałam 'wilka z lasu". Bo jednego dnia o tym pomyślałam, a następnego dnia wieczorem przed zaśnięciem, moja panna spytała mnie "gdzie jest Twoja druga babcia mamo?". I znowu oniemiałam, bo się nie spodziewałam. Rozmawiałyśmy o czymś zupełnie innym. Potem zapadła cisza, ucieszona, że Patka zasypia w końcu, a tu nagle takie pytanie. I znów ta sama opowieść. Powiedziałam, że moja druga babcia, tak jak jej babcia, była bardzo chora i teraz też jest w chmurkach. Widocznie taka odpowiedź jej wystarczyła, bo nie dopytywała o nic więcej.

Na tym jednak nie koniec. Pewnie niebawem. Jak znam moją córkę to szybciej nić później. Bo skoro już wie, że są dwie babcie. To przyjdzie kolej na pytanie "gdzie moja druga babcia?"


I tu pojawia się góra. Problem. Dla nie których duży dla innych malutki. A dla jeszcze innych nie istniejący.

Szczęściarze Ci których dzieci mają kochających dziadków i babcie. Jeśli jesteś w tej grupie to szczerze zazdroszczę. Moje obie babcie i dziadkowie również kochali swoje wnuczęta najbardziej jak mogli i umieli. Z Babcią ze strony mamy byłam bardzo zżyta. To do niej jeździłam na wakacje. To u niej o 6 rano budziły mnie leżące na poduszce kwiaty z okazji moich imienin, które skoro świt zcinała z własnego ogródka. I choć pora dla dzieciaka na wakacjach była bardzo wczesna, to nie miałam żalu, że mnie budzi. Babcine obiady, hmmm ...smakowały wyjątkowo. Pewnie dlatego, że były przyprawione ogromną miłością. Rzadko spotkać można teraz młodzież w wieku 15+, która z radością jeździ na wakacje do babci/dziadka. Ja nie wyobrażałam sobie spędzania wakacji nigdzie indziej. I nawet jako dorosła dziewczyna (pełnoletnia) potrafiłam bez skrępowania przytulić się do babci i powiedzieć jak ją kocham. Pamiętam jak trzymałam głowę na jej kolanach. Cudowne uczucie.

I gdy moje dziecko w końcu zapyta o swoją drugą babcie.? Dlaczego jej nie ma.? Dlaczego jej nie zna.?
Mogę jej tylko próbować wytłumaczyć, tak na ile mogę, potrafię, dlaczego drugiej babci nie ma w jej życiu. Tak aby nie czuła się winna. Bo co ona zawiniła.
Może faktycznie działa to w ten sposób, że tak jak nie wszyscy żyją po to żeby zostać rodzicami tak nie każdy ma potrzebę być babcią czy dziadkiem.
Mi może być tylko przykro, że moja córka nie zazna nigdy takiej babcinej miłości jakiej zaznałam ja.

 Ja mogę tylko ze swej strony zaapelować do wszystkich babć i dziadków też, jeśli masz to szczęście mieć wnuczka lub wnuczkę okaż jej/jemu swoją miłość. Bez względu na to jakie są Twoje kontakty z ich rodzicami. Dzieciaki niczemu nie są winne. To może być przygoda Waszego życia. Która raz zakopana nie da się odgruzować.

Wasze dzieciaki mają babcie i dziadków.? Czy są w tej grupie co moja Patka i ich nie znają.?

sobota, 8 grudnia 2018

Każda kobieta ma taki czas, gdzie czuje się jak by się nie czuła. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że czuje się jak by ją ktoś po żuł i wypluł. Bo nie okłamujmy się że wszystko w naszym kobiecym bycie jest takie wspaniałe



Przez 2 tygodnie wpierdalasz z lodówki wszystko co widzisz. Kiszone ogórki z czekoladą, pomidory popijasz pepsi. Zapiekanki z surówkami, słone z kwaśnym. I tak mogłabym wymieniać bez końca.
Zresztą sama znasz pewnie takie eksperymenty kulinarne, bo nie raz je testowałaś. Kręgosłup boli, bo cycki podwajają, a nawet potrajają swoją wagę. Tabletki przeciwbólowe pomagają tylko na chwilę. I do póki jesteś sama możesz to jakoś ogarnąć. Zawsze można spróbować się przespać, zająć czymś, choć to na niewiele się pewnie zda, bo zapomnieć o bólu nie zapomnisz. Upierdliwy jak jasna cholera. Ale przychodzi moment gdy z przedszkola wraca Twoje ukochane dziecko. Zrobiłabyś dla niego wszystko, dosłownie. Oddasz nerkę, wątrobę, oko i co by tak jeszcze było potrzeba. Ale dzisiaj jedno o czym marzysz to, żeby mieć święty spokój. Żeby nie musieć podgrzewać kopytek cztery razy w ciągu godziny. I soczek pomarańczowy, który zrobisz w 2 litrowym wiaderku starczył do samego wieczora. Najlepiej, żeby lalki pobawiły się same ze sobą. Wcale byś się też nie pogniewała gdyby kakao i mleko z kaszką przed pójściem spać Twojej pociechy zrobiły się również same. Na tryliard pytań z serii " a czemu, a dlaczego, a skąd ? ", nie musieć odpowiadać, bo wiesz z doświadczenia, że każda Twoja odpowiedź mnoży następne pytania, a Ty kurwa jedyne na co masz ochotę to walnąć się do wyra z nadzieją, że jak się rano obudzisz nie będzie bolało, zaświeci słońce i będzie cudownie.

Jest jeszcze jedno wyjście, wydawałoby się idealne.

Oddajesz dziecię pod opiekę męża, partnera, kochanka czy kogo tam masz obok siebie. Mówisz kochanie dzisiaj Ty zajmujesz się naszym maleństwem. Mnie nie ma, ja wyjechałam na Bali - taka wyspa. Niech się pali wali o mnie zapomnij. Nie będziesz miała nawet pretensji o to, że podczas Twojej "nie obecności" przez chatę przejdzie armagedon. Który potem Ty będziesz musiała ogarniać. Za chwilę spokoju "w tym dniu" jesteś wstanie wiele znieść.

Tylko co zrobić jak jesteś kobitą z dzieckiem.? Bez faceta.?

Dziecko małe samo sobie jeść nie zrobi, bo nożem poharata palce, zamiast rozsmarować  masło na chlebie. Mleka nie podgrzeje, bo będziesz miała przypaloną pieczeń w domu. Ty spać nie pójdziesz, bo takiemu kilkulatkowi różne różności mogą przyjść do głowy. Może chcieć np upiec babeczkę, wkładając do piekarnika laleczkę w pachnącej czekoladą sukieneczce. I koniec końców wizyta policji murowana.

Co Ci pozostaje?

Zapominasz o wszystkim co Ci dolega. Mimo że, brzuch napierdala co raz bardziej, cycki wracają do punktu wyjściowego, ale po woli, dzięki czemu kręgosłup ma trochę lżej, ale do pełni szczęścia brakuje jednakże dużo. Tym bardziej, że po drodze pojawiają się inne dolegliwości nie określonego pochodzenia, a że nie masz siły dociekać skąd one się biorą, bo pewnie tych wszystkich informacji nie pomieściła by Twoja głowa. Zaciskasz zęby, spinasz poślady. I ruszasz do przodu. Bo przecież jesteś Supermenką. I jak Ty tego wszystkiego nie opanujesz to nikt tego kurwa za Ciebie nie zrobi.

I powtarzasz w kółko jak mantrę ....

Kobieto ...nie łam się ...okres trwa zaledwie kilka dni ...

Pisałam to ja (samotna / samodzielna) mama pięciolatki.

Jeżeli masz sprawdzone sposoby jak sobie pomóc, czyt:ulżyć w tych dniach, pisz śmiało.

Polub, udostępnij, z komentuj !!!


poniedziałek, 12 listopada 2018



JEDNA CHWILA WYSTARCZYŁA I ....ALE KIEDYŚ BĘDZIE DOBRZE



Byłam pełna energii, mega podekscytowana. Być może wyda Ci się to dziwne, ale już dano nie czułam się tak fantastycznie. Miałam poczucie, że mogę góry przenosić. Nie mam w zwyczaju snuć planów, ponieważ z doświadczenia wiem, że nic z tego nie wychodzi, ale tym razem postanowiłam uwierzyć, że wszystko będzie dobrze i zaplanować jeden dzień. Kurwa, to miał być tylko JEDEN dzień z reszty mojego życia, dodam ...długiego życia. W planach miałam zakupy ...stacjonarne i online, obiad na mieście, spacer, tym bardziej, że za oknem Polska złota jesień. A reszta miała przyjść zupełnie spontanicznie.

No dobra, pewnie zastanawiasz się skąd takie plany.?

Tak miały wyglądać moje 40ste urodziny =D To miał być mój dzień. Tylko dla mnie. Po raz pierwszy odkąd zostałam mamą, czyli ponad 5 lat temu, postawiłam na zdrowy egoizm i pomyśleć w ten dzień tylko o sobie. Uwierzyłam, że życie zaczyna się po czterdziestce. Że przede mną nowy, lepszy rozdział, a może nawet początek życia. W najmniejszym stopniu, najczarniejszych myślach, nie przyszło mi do głowy, że moje stare, nowe życie może się tak potoczyć.

Dwa dni przed planowanym świętowaniem, wracałam od znajomych do domu. W planach miałam jeszcze odebranie Patrycji z przedszkola. Do przedszkola jednak nie dotarłam. Wysiadłam z autobusu, skierowałam się w kierunku przejścia dla pieszych. Upewniłam się, że auta z jednej jak i zdrugiej strony zatrzymały się, żebym mogła przejść, weszłam na pasy. I wtedy stało się, Ominęłam auto, które mnie przepuszczało i moim oczom ukazał się samochód, którego nie powinno w tym czasie tam być. Jednocześnie w tej samej chwili poczułam uderzenie. Widziałam, że człowiek siedzący za kierownicą coś mówi, a po chwili poczułam ogromny ból nogi, a ściślej pisząc kolana. Po chwili kierowca, który się "na mnie" zatrzymał, otworzył drzwi, pytając czy coś mi się stało. Poinformowałam faceta, że uderzył mnie w nogę. Pan spytał czy dam radę wsiąść do jego samochodu. Niestety nie było to możliwe. Ból kolana był tak silny, że nawet najmniejszy róch powodował, że do oczu napływały łzy. Jakiś mężczyzna z auta po przeciwnej stronie ulicy, podszedł do mnie, razem z panem od "uderzenia" i pomogli mi wsiąść do auta na którym prawie usiadłam parę chwil wcześniej.

Facet od wypadku, zjechał w boczną uliczkę, spanikowany jak jasna cholera. Zadzwonił na 112 by wezwać pogotowie. Połączyło go jednak najpierw z policją, której wytłumaczył co się stało, potem został przełączony do pogotowia. W oczekiwaniu na jednych i drugich, pan próbował się tłumaczyć, że mnie nie widział, że zmęczony po pracy, i że bla bla bla. Nosz do kurwy nędzy jak mnie mógł widzieć skoro przechodziłam przez ulicę na wysokości auta, które mnie przepuszczało. A poza tym po jaki czort ominął pojazd, który zatrzymał się przed przejściem dla pieszych. Przecież wiadomo, że skoro się zatrzymuje w takim miejscu to nie dla widzi mi się, a po to żeby przepuścić pieszego. Jednym słowem pan kierowca był posrany po same kostki. Po parunastu minutach przyjechało pogotowie, a po następnych paru minutach dotarła policja. Chcieli mnie przesłuchać, ale byłam już w karetce, więc sobie darowali. W karetce została mi usztywniona noga i po kilku nie udanych próbach podania mi środka przeciwbólowego drogą dożylną, podano mi go domięśniowo. Ale uwierz mi albo ból był tak silny, albo lek przeciwbólowy był słaby bo wielkiej ulgi nie poczułam, nie żeby nie przestało boleć, trochę pomogło, ale szału nie było.

Po przewiezieniu mnie na izbę przyjęć, zrobiono mi rtg nogi. Miało skończyć się na szynie gipsowej. Ale po ok godzinie przyszła pani doktor z kolegą lekarzem i postanowili, że będę miało tomografię kolana. I to wzbudziło mój niepokój. Bo skoro złamania nie ma, ma być tylko szyna gipsowa, to w jakim celu ten tomograf.? Jak by tego było mało, po kolejnych kilkunastu minutach zabrano mi na usg brzucha. Po wszystkich tych badaniach, znowu przyszło mi odczekać dłuższy czas zanim ktoś z personelu do mnie przyszedł. Ale jak już pani doktor do mnie dotarła, miała dla mnie takiego niusa, że zwaliło mnie kompletnie. Lekarka poinformowała mnie, że co prawda w rtg nie było widać złamania, ale podejrzewali, że coś może być na rzeczy i stąd ten tomograf, który potwierdził złamanie trzech kości i zmiażdżenie jednej. I to kwalifikuje mnie do operacji, jeśli chcę jeszcze normalnie chodzić to powinnam się na nią zgodzić. Byłam w jeszcze większym szoku niż jak po samym wypadku.

Zalałam się łzami, dosłownie. W głowie miałam tylko jedną myśl. Co będzie z Patrycją, w czasie kiedy ja będę w szpitalu. I jak ona się odnajdzie w tej sytuacji, Przecież to dopiero 5 letnia dziewczynka. Tym bardziej, że od kąt się urodziła, jesteśmy tylko we dwie i nigdy się ze mną na tak długo nie rozstawała. Na szczęście udało mi się znaleźć dla niej opiekę na ten czas.

Zapowiadało się na długi pobyt w szpitalu, tym bardziej, że już na samym początku poinformowano mnie, że jestem szósta w kolejce do operacji, nie licząc oczywiście nagłych przypadków. Przez dwa dni, leżałam sobie grzecznie w łóżeczku, na lekach przeciwbólowych, czekając na swoją kolej.

Nadszedł wreszcie ten dzień. Przyszedł lekarz, poinformował, jak to będzie wyglądało, co będzie robione i jak. Pozostało mi tylko czekać na swoją kolej. Na czczo od 10 rano, nie było lekko, uwierz mi na słowo. Tym bardziej, że ja jestem z tych lubiących jeść ...nawet bardzo.

Operacja miała być o 18tej. O 22ej przyszedł lekarz i powiedział mi, że przyjdzie do mnie za godz i powie czy "wezmą" mnie jeszcze dziś czy następnego dnia. Mieli nagły przypadek. Przywieźli kogoś komu odcięło obie ręce, więc jakby ten ktoś miał pierwszeństwo. Zresztą wcale mnie to nie zdziwiło, że przeszłam na koniec kolejki. Lekarz się jednak nie pojawił, a moja kolej przyszła dnia następnego o 10tej rano. Urodziny na bloku operacyjnym ...nawet moja wyobraźnia nie była w stanie tego ogarnąć.

Trzy godziny później było już po wszystkim. Czekała na mnie sala pooperacyjna i odpoczynek. I tak to trwało, przez 3 dni. W trzeciej dobie po operacji, byłam pionizowana, mogłam wreszcie usiąść, co było dla mnie błogosławieństwem, bo bałam się, że odleżyny dadzą o sobie znać.

Kolejnego dnia, była nauka chodzenia o kulach i z balkonikiem, oraz ćwiczenia na szynie. Tego samego dnia miałam iść do domu, ale tak bardzo chcieli się mnie pozbyć, że przedobrzyli z nauką chodzenia. Dostałam zawrotów głowy, spadło mi ciśnienie. Dożywili mnie elektrolitami i postanowili mnie zostawić jeszcze jeden dzień.

Po tygodniowym pobycie w szpitalu, wróciłam do swojego M2. Jeden z najszczęśliwszych dni w życiu. Miałam przy sobie moją pierworodną, która nie odchodziła ode mnie nawet na krok. Psa, który podskakiwał do sufitu z radości na mój widok. I tylko jedno pytanie kołatało mi w głowie.
JAK JA SOBIE PORADZĘ.?
Ale to już inny temat. Tak naprawdę tematów wynikających z tej historii jest wiele ...tak więc do zobaczenia na blogu.

Tak już zupełnie na koniec, jeśli jesteś kierowcą, ...zwolnij tam gdzie trzeba, Sygnalizacja świetlna, znaki STOP i noga z gazu ...to wszystko jest po coś ... jadąc kilka minut dłużej niczego nie tracisz, a możesz wiele zyskać. ZDROWIE jest bezcenne, pamiętaj o tym !

sobota, 5 maja 2018



COŚ Z (PRAWIE) NICZEGO




Jestem typowym mięsożercom, ale i mi zdarza się mieć dość wszelakich wędlin czy to
śniadanie czy kolacja




Myślałam i wymyśliłam, a raczej mi się przypomniało ...

Dla tych, którzy tak jak ja mają przesyt wędlin polecam pastę warzywną

*składniki

200g sera białego/kostka, ja zapodałam pół tłusty/
paprykę kolorową 1/2 z każdej
ogórek kiszony x 3
rzodkiewka x 3 /może być cebula, jeśli ktoś lubi/
jajka na twardo x 3,


ser rozgniotłam widelcem, ale można też palcami, resztę pokroiłam w kostkę,...
ilość poszczególnych składników uzależniona jest od tego kto co lubi.


* mieszamy wszystko z 3 łyżkami majonezu lub z serkiem naturalnym/wersja light/
  pieprz ziołowy doda pikanterii, Można też dodać czarny pieprz, jeśli ziołowego ktoś nie lubi.

** można jeść od razu, ale polecam odstawić do lodówki na godzinę, żeby smaki się wymieszały

*** proporcje warzyw oczywiście można zmieniać, zgodnie z upodobaniami 
 
Pyszna, aromatyczna i zdrowa ...idealna na wiosenne śniadania i nie tylko :) 


SMACZNEGO :)




poniedziałek, 30 października 2017

KONIEC BEZKARNOŚCI ....WSZYSTKO Z MYSLĄ O DZIECIACH



Jak się wczoraj przekonałam, po raz kolejny, temat nadal delikatny i wzbudzający masę skrajnych emocji. Ale też trudno się dziwić skoro chodzi o dzieci.

Na początek trochę liczb

Według krajowego rejestru długów, dług alimentacyjny to około 11 mld zł. Średnio rodzic dłużnik ma do oddania blisko 33 tyś zł. Polska znajduje się na czele państw europejskich, gdzie jest największa ilość rodziców nie wywiązuje się z ciążących na nich zobowiązań.
A jak powszechnie wiadomo, aby dziecko mogło się rozwijać, potrzebne jest wsparcie materialne.
Do tej pory "dziurawe" prawo, pozwalało znaleźć "furtkę "dzięki , której rodzic mógł uchylać się od obowiązku alimentacyjnego. Polegało to na tym, że wystarczyło raz na jakiś czas, przekazać na dziecko niewielką sumę, aby w świetle prawa uniknąć odpowiedzialności. Rodzic tłumaczył to w ten sposób, że on chętnie by te alimenty płacił, ale jest bez pracy, więc przesyła tyle ile może. Często jest to kwota kilkunastu, a nawet kilku złotych. Osobiście znam przypadek gdzie ojciec przesyłał na konto komornika 10 zł z czego dla dziecka zostawała kwota kilku złotych. A wiadomym było, że ojciec pracuje na czarno, tylko po to, żeby nie płacić całej kwoty zasądzonych alimentów.

Rząd postanowił to zmienić. Znowelizował kodek karny. Celem owej nowelizacji jest częstsze stosowanie kar ograniczenia wolności lub grzywny, a nawet pozbawieniu wolności. Rzadziej mają być natomiast orzekania kar więzienia w zawieszeniu. Dane rodzica niepłacącego alimentów na dzieci będą też trafiały do wszystkich biur informacji gospodarczej - BIG.
Zmiany w prawie mają na celu, zwiększyć ściągalność należnych alimentów. Gdyż wiadomo, że umieszczenie na "czarnej liście dłużników", skutkuje tym, że osoba nie płacąca alimentów będzie miała problem z otrzymaniem kredytu czy ze zrobieniem zakupów w systemie ratalnym.
Dłużnik alimentacyjny, może jednak uniknąć konsekwencji niepłacenia alimentów, jeśli zdecyduje się uregulować całą kwotę zaległości.

I tu zaczyna się problem. Bo o ile jestem za tymi zmianami, czyli zaostrzeniu kar dla niepłacących alimenty, o tyle forma nie do końca mnie przekonuje.

W czym rzecz, już wyjaśniam na przykładzie ....jednym z wielu
Płaca minimalna od stycznia tego roku to ok 1459 zł netto. Jest to kwota uniemożliwiająca pobieranie alimentów z FA, gdyż próg dochodowy to 725 zł / osoba. Utrzymanie osadzonego w zakładzie karnym to 3 tyś miesięcznie.

Samotna mama z jednym dzieckiem, przy minimalnej pensji, nie może liczyć na żadną pomoc ze strony państwa. Za to musi się zmagać z ciągłymi przeciwnościami losu. Oczywiście główne problemy, to te finansowe. Wiadomo, życie kosztuje. Jeść trzeba. Do tego dochodzą opłaty tzw mieszkaniowe, żłobek / przedszkole / szkoła. Ubrać też by się wypadało. I o ile osoba dorosła, jest w stanie przechodzić w jednych ciuchach kilka sezonów, to dziecko, które rośnie rozwija się, potrzebuje większych "inwestycji" finansowych. Wiadomo też, że im dziecko starsze, mam na myśli tutaj wiek szkolny, nie rzadko potrzebuje np korepetycji. Dzieci również mają swoją pasje, hobby, które chcieli by rozwijać ...to wszystko jest inwestycją w przyszłość takiego młodego człowieka. Tylko skąd ta matka, przy tak niskich dochodach ma na to wszystko wziąć. A no staje na rzęsach, odmawia sobie wielu rzeczy, a właściwie, odmawia sobie wszystkiego poza jedzeniem, żeby zapewnić swojemu dziecku to co niezbędne. A i tak okazuje, że z tej marnej wypłaty nie stać ją na wiele rzeczy.

Jeśli chodzi natomiast o takiego delikwenta, który dostaje karę 6 miesięcy pozbawienia wolności, za uchylanie się od odpowiedzialności w wspólnym utrzymywaniu własnego dziecka, ja uważam za nie dorzeczne. I szlak mnie trafia. I przyznam się, że nie rozumiem radości byłej żony, że facet idzie siedzieć. Bo co to za kara jeśli Ty kobieto nic z tego nie masz, a raczej Twoje dziecko.!
Prawdą jest, że taki facet, przez najbliższe pół roku nie musi martwić się o nic, zupełnie o nic.!
Ma dach nad głową, tv, siłownie, bibliotekę, jedzenie podstawione pod nos, za dobre sprawowanie nawet dostęp do internetu. Może liczyć na pomoc finansową od rodziny w formie paczek lub przelewu na konto, żeby mógł robić sobie zakupy w tamtejszym sklepie.
Rachunek jest prosty, pan sobie leżakuje przez pół roku na utrzymaniu państwa, tj na utrzymaniu nas wszystkich, bo przecież każdy obywatel dokłada swoją cegiełkę na to aby on mógł odpocząć. A dziecko i tak nie dostaje zaległych alimentów.
Żyć nie umierać.!
Nie twierdzę, że na żadnego "tatusia" taki sposób karania nie poskutkuje. Bo w końcu facet będzie miał dużo czasu wolnego na przemyślenie swojego postępowania i dojdzie do wniosku, że kolejnej odsiadki już nie chce i jednak zacznie spłacać swoje zobowiązania wobec własnego dziecka. Wypadałoby w końcu kiedyś przestać być małym chłopcem, i stać się wreszcie mężczyzną.!

Co było by lepszym rozwiązaniem, według mnie.?  I jak zdążyłam się zorientować w temacie nie tylko ja jestem tego zdania.
Ojciec uchylający się od płacenia alimentów, oczywiście chodzi mi o takich, którzy pracują na czarno, oszukują, że mają mniejsze dochody niż w rzeczywistości, jak najbardziej powinien ponosić odpowiedzialność za swoje zaniedbanie.
Jeżeli ministerstwo sprawiedliwości, postanowiło zaostrzyć przepisy, to jestem za. Ale powinny być one lepiej dopracowane.

Dobrym rozwiązaniem byłyby opaski elektroniczne. Skazany dostaje nadzór w postaci takowej bransoletki na kostkę lub rękę. Osoba zatrudniająca takiego pracownika ma, obowiązek wystawienia odpowiedniego zaświadczenia o zatrudnieniu, bo jeśli tego nie zrobi będzie jej groziła także odpowiedzialność przed sądem. Osoba z opaską, jest również pod stała kontrolą odpowiednich służb, gdzie musiałaby się zgłaszać w ustalonym wcześniej terminie np co 2 tygodnie.
W razie nie dopełnienia wcześniejszych ustaleń, alimenciarz trafia do więzienia i stamtąd jest dowożony do pracy, jaka została mu przydzielona w ramach spłaty alimentów i kosztów utrzymania w zakładzie karnym.
Jeżeli pierwsza kara pozbawienia wolości nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. To kolejna kara jest na dłuższy okres. I wtedy już wybór należy do takiego "ojca" czy przestaje w końcu chachmęcić i zacznie poczuwać się do odpowiedzialności wobec własnego dziecka, czy woli zostać w za kratkami.
Pieniądze w ten sposób zarobione idą na spłatę zaległych alimentów. A jeśli alimenciarz trafia jednak do ZK, pieniądze dzielone są na 2 części z czego jedna idzie na spłatę długu, a druga na utrzymanie w jednostce penitencjarnej.

Spytałam się niedawno znajomych mam co one myślą na ten temat. Oto co odpowiedziało kilka z nich:


"Moim zdaniem powinni przymusowo pracować i tak spłacać swój dług wobec rodziny .bo tak pracują na czarno i udają ofiary biedni nie szczęśliwi .A w rezultacie pieniądze wydają na swoje rozrywki. Nie biorąc odpowiedzialności za swoje dzieci."

"Myślę że to kolejny martwy przepis."

" moim zdaniem powinni odpracować dług alimentacyjny np w kopalniach czy kamieniołomach"

" Ja się cieszę że mówią o tym głośno, że rośnie świadomość kobiet w dochodzeniu swoich praw. Nic mnie bardziej nie wkurza niż nic nie robienie "bo to nic nie da".
Moje bliźniaki mają skończone dwa lata a tata już ma wyrok. Ale że sąd dał szansę (bo do wię
zenia nie idzie się od razu )będę powiadamiać sąd o nie wywiązaniu się z wyroku.
Dla takiego szpanera i cwaniaka jak on ,więzienie to najgorsze co może być i jak dla mnie mogą go zamknąć bo jak widać mało ze strachu sra."


"Gumowy młotek i do kamieniołomów za najniższą krajową"

"Wyrok wyrokiem ale dług powinien trafić do mamy rak ..."


Temat Ci bliski ? A może masz, inny pomysł, jak wziąć się za ściąganie zaległości z tytułu nie zapłaconych alimentów.?  Chętnie poznam Twoje zdanie. 

Jeśli uważasz, że temat jest wart uwagi i trzeba o nim mówić by zaistniał w świadomości kobiet, udostępnij ten post.