Strony

środa, 30 września 2015

                                                                 SZCZĘŚCIE & ZDROWIE
 
Jest takie stare przysłowie, mówiące, że jak ma się zdrowie jest się szczęśliwym.
Starsze pokolenia bardzo w nie wierzy. Młodsi nie koniecznie, a jeśli już to mały procent. Ja jednak zawsze uważałam, że jest w tym dużo prawdy. Może dlatego, że moje zdrowie kulało od najmłodszych lat. I jeśli nie działo się z nim gorzej było ok.

Dzisiaj to zdrowie i szczęście nabrało nowego znaczenia.

Ale do setna ...

W czerwcu zeszłego roku, udałam się do mojej pani doktor z objawami silnego bólu.
Zostałam przebadana, dostałam receptę, zalecenia i do domu.
Stosowałam się do wszystkiego tak jak miałam powiedziane. Kontrolna wizyta i badania nie pozostawiały wątpliwości. LEKI NIE POMOGŁY.!!!

Przez kolejne trzy miesiące kolejne tabletki do brania i badania kontrolne. Nie dosć, że nielepiej to gorzej.

Przyznam, że przez moment padł na mnie blady strach. Moja mama zachorowała po 40tce i po prawie 5 latach przegrała tę nierówną walkę. Sami więc rozumiecie co pomyślałam.
Ani jak nie chciałam iść w ślady mamy. Jedyne o czym myślałam to o tym, że mam małe dziecko i chciałabym zobaczyć jak dorasta. Po prostu być obecna jak najdłużej w jej życiu.

Lekarka rozważała róne możliwości. Zastanawiałyśmy się co to? skąt to? A ja jeszcze, po co mi się to przypałętało?

Zapadła decyzja ... Przede mną ostatnie trzy miesiące leków i kontrolne badania. Jeśli okazało by się, że jest jeszcze gorzej lub po staremu ląduję w szpitalu i mnie tną, żeby usunąć to paskudztwo.

Pomyślałam wtedy, że nie chce. Tyle się już wyleżałam w tych szpitalach, że mam dość.

Prawie miesiąc temu skończyłam brać leki. Dziś robiłam kontrolne badania. USG. Okazało się że nic nie ma. Wszystko zniknęło. Jutro mam wizyte u swojej lekarki, ale w obecnej sytuacji to tylko formalność.

Teraz już rozumiecie, prawda ?

Porównywalnie szczęśliwa byłam ponad 2 lata temu jak przyszła na świat moja Patrycja.

Ludzie się czasem śmieją jak ktoś ze znajomych im mówi, że coś go gdzieś boli. Mówią, nie przesadzaj. Nawet się zgadzam. Nie ma co popadać w przesadę. Ale z drugiej strony, gdybym nie poszła się przebadać, a liczyła bym, że samo przejdzie. I gdybym tak odwlekała w czasie swoją wizyte u lekarza, albo co gorsza nie poszła w ogóle kto wie jak by się to skończyło.

Nie namawiam Was do panikowania i gnania do lekarza z każdą głupotą, bo to też nie o to chodzi. Myślę sobie, że cała tajemnica polega na systematyczności.

Jeśli macie wyznaczone terminy badań nie odkładajcie ich na później. Jeśli coś nie daje Wam spokoju, sprawdżcie. Lepiej się przekonać, że nic się nie dzieje niż później zastanawiać się czemu nie zrobiło się badań w terminie i tego żałować.
Nie piszę tego po to, żeby kogoś traszyć ...

Ale czy nie fajniej być SZCZĘŚLIWYM i ZDROWYM

PS: Wróciłam do domu, emocje opadły, a ja się rozryczała !!!



Jeśli pojawiły się Wam jakieś refleksje w tym temacie piszcie w komentarzach lub po prostu polubie ten wpis na blogu albo FB.



4 komentarze:

  1. Ja też tak mam że raczej gnam do lekarza :) Jak to się mówi? Przezorny ubezpieczony!

    Pozdrowionka,
    Smiley
    https://www.facebook.com/SmileyProjectPL/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak miło czytać, że odetchnęłaś z ulgą. Ja raczej prędzej przesadziłabym ze zbyt częstymi wizytami i badaniami niż odwrotnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja latałam jak kot z pęcherzem przez ponad rok. Teraz pora odpocząć, ale nie tracić czujności ;)

      Usuń