Strony

środa, 21 października 2015

JAK TO ZE NĄ JEST ...CZYLI SAMA PRYWATA

Przyznam się, że nie wiem jak zacząć, bo myśli w głowie pełno, więc jeśli będzie trochę pisemnego bałaganu to z góry przepraszam i liczę na Wasze zrozumienie.

Może zacznę od tego, że jestem mega szczęśliwa, że mam Patkę. Wyczekane, upragnione dziecko. Na które przestawała liczyć, że się pojawi. Na całe szczęście jest. HURA !!! Jestem z nią sama od drugiego momentu poczęcia. To był ciężki czas. Dużo się wkoło działo i na dodatek nic przyjemnego to nie było. Dodatkowo ciąża zagrożona. Kilka pobytów w szpitalu w czasie całej ciąży. Patce bardzo śpieszyło się na ten świat od 21 tygodnia w moim brzuchu. Dołożyłam wszelkich starań, żeby się za wcześnie nie urodziła. Wytrzymała do 36 tyg. Przyznam, że byłam wystraszona, gdy okazało się, że to już się zaczęło, już za niedługo Patka ze mną będzie. To był środek nocy. Pogotowie przyjechało po mnie w miarę szybko. Było by pewnie prędzej gdyby nie fakt, że zadzwoniłam najpierw do straży pożarnej. Nikt nie jest nieomylny, nawet ja. Jak zobaczyłam Patusię taką maleńką, bezbronną to pierwsza myśl jaka mi się pojawiła to to, że jest nareszcie tak naprawdę. Wzięłam ją na ręce i marzyłam, żeby być z nią już w domu. Gdy już wróciłyśmy do Naszego mieszkanka. Gdy tak patrzyłam jak śpi w swoim łóżeczku, nie mogłam uwierzyć, że jest. Potrafiłam wpatrywać się w nią godzinami gdy spała szczypiąc się czasami, żeby sprawdzić czy to nie sen, że mam córkę. Swoją maleńką, kochaną kruszynkę. Moja córa ma ponad dwa lata. Cały ten czas jesteśmy tylko obie.

Przez pierwszy rok byłyśmy ze sobą non stop. Wszędzie gdzie się ruszałam z domu była ze mną córa. Zakupy wspólne. Wizyty w urzędach z wózkiem. Prozaiczna wizyta u fryzjera też z Patką. Do tego wszystkie domowe obowiązki jak pranie, sprzątanie, gotowanie, mycie okien i masę innych na mojej głowie. W między czasie zmienić pieluchę, nakarmić, wykąpać. Wizyty u pediatry, szczepienia. Wszystko sama. Do tego jeszcze spacery z maluchem. Na początku tylko zwiedzanie alejek w parkach z wózkiem. W późniejszym czasie zamknięte place zabaw. I tak z czwartego piętra w dół i górę przynajmniej 2 razy dziennie. Słowo Wam daję siłownie mi nie potrzebna. Mam taki fitness, że praca z trenerem w klubie to pikuś.

Gdy Patka skończyła 15 miesięcy powędrowała do żłobka. Decyzja była podjęta z pełnym przekonaniem bez chwili wahania. Moja córa jest dzieciolubna od zawsze. Być może dlatego, że od momentu skończenia sześciu miesięcy miała kontakt z innymi maluchami na placach zabaw. Na jednym z takich miejsc nauczyła się raczkować. Nie ukrywam drugim powodem dla którego zdecydowałam się na żłobek byłam ja. Stwierdziłam, że muszę choć trochę pomyśleć o sobie. Może bardziej o swoim zdrowiu, które niestety od zawsze kuleje. Te kilka godzin kiedy Patki nie ma mogę dać odpocząć swojemu kręgosłupowi. Bo jak wiadomo ma się go tylko jednego. A jeśli on nawali już całkiem to nic mi już nie pomoże. A tym bardziej nie będę w stanie zająć się moim dzieckiem. A na to pozwolić sobie nie mogłam i nadal nie mogę, będąc samotną matką.

Patusia odnalazła się w śród dzieci bardzo dobrze. Jest jednym z niewielu dzieci, które nie płakały zostawiając w placówce. Zdarza się czasem, że gdy po nią idę stwierdza, że nie wraca ze mną bo zostaje z dziećmi. Po chwili oczywiście mama jest najważniejsza. Cieszy mnie, że małej tak się podoba, bo dla mnie to komunikat, że pomysł ze żłobkiem był jak najbardziej trafiony.

I tak naprawdę po za żłobkiem nic się nie zmieniło. Nadal wszystkim zajmuję się sama.

Piorę, prasuję, składam, chowam

Zmywam, układam brudzę kolejne i znów myję

Ktoś powie, przecież pierze pralka i zmywa zmywarka. Ale ja je muszę zapakować i rozpakować.

Sprzątam, gotuję, robię zakupy.

Potem odbieram swoją Patusię z jej pracy. Spacerkiem wracamy do domu i w miarę możliwości i ochoty nas obu organizujemy sobie te kilka godzin zanim młoda pójdzie spać. O tym co porabiamy jak nie wychodzimy na balety wspominałam we wcześniejszych wpisach.

Patka jest teraz na etapie dużo mówienia. Daję Wam słowo. Nie idzie jej przegadać. I jeszcze to jej A CIO TO MAMA.? Pewnie też to przerabiałyście.?! A może tak jak ja jesteście na tym samym etapie ?
Mnóstwo pytań. Do tego zachcianki MAMA JEŚĆ, MAMA KOKO, MAMA PIĆ, MAMA CHOĆ. Umówmy się nie ma w tym nidz dziwnego. Gdyby tak nie było mogłabym mieć podejrzenia, że coś z moim dzieckiem nie tak. Ale czasem sama też bym coś zjadła, czegoś się napiła. Ba, nawet miałoby było czasem zwyczajnie usiąść. Przyznam, że nie zawsze jest to możliwe. A prawda jest taka, że przy dwu latku trzeba mieć oczy dookoła głowy. Bo dzieciaki mają różniste pomysły. Bywają dni, że dzięki temu, że zaprowadzam Patrycję do żłobka i ją odbieram mam okazję zobaczyć ludzi. Od niedawna zaczęłam wychodzić wieczorami z Patrysią jeśli coś się dzieje na mieście fajnego. Bo w innych przypadku oglądałabym ludzi tylko w tv.
Ale jak to przy małym dziecku bywa. Wszystko ma granice. W tym przypadku taką granicą jest godzina W.
Młoda o stałej porze chodzi spać. Pilnuję tego, więc jestem czasowo ograniczona. Jak każda samotna mama.

Czasami z uśmiechem na ustach mówię ODDAM DZIECKO W DOBRE RĘCE. Ci co mnie znają wiedzą, że za tymi słowami kryje się tylko i wyłącznie żart.

Ponad dwa lata samotnego wychowywania córki i opieki nad nią. Zero czasu dla siebie. Bo gdy ona jest w żłobku obowiązki domowe dominują. Jeśli znajdę jakąś chwilę dla siebie to jest tego nie wiele.

Wiecie co bym chciała.???

Żebym mogła posiedzieć spokojnie na kanapie a ktoś poda mi kubek z gorącą herbatą. I nie będę jej piła sama a z KIMŚ dla mnie ważnym.

Może kiedyś .........
Kto wie ...........

Jeśli któraś z Was tez tak ma, to piszcie. Będzie mi raźniej :) A może wspólnie znajdziemy sposób na tę naszą samotność !!!

Patka moje największe szczęście <3
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz