Strony

poniedziałek, 14 grudnia 2015


Czy prawo rodzinne w naszym kraju jest dobre? Zadaję sobie to pytanie od jakiegoś czasu. Jednak w ostatnim tygodniu skupiam się nad tym zagadnieniem bardziej intensywnie. Rzekłabym nawet, że spędza mi to sen z powiek. Sprawa jak dla mnie jest dość poważna, żeby nie powiedzieć mega. Pozwolę sobie przedstawić całą historie od początku, żebyś wiedziała jak się sprawy miały u podstaw.

Historia jakich wiele. Poznali się, po tygodniu zamieszkali razem. U niej. Pewnie pomyślisz sobie, że się pośpieszyli. Ale to tak jak z uderzeniem pioruna. Trzaśnie nawet nie wiesz kiedy i koniec. Jak się orientujesz w sytuacji już po Tobie i po nim zresztą też. Taki tradycyjny trafiony zatopiony.

Wiedziała o nim, że ma bogatą przeszłość. Rozwód. Dziecko. Terapię odwykową w ośrodku dla uzależnionych od alkoholu. Podejrzenie choroby dwubiegunowej. Dużo co?

Pomyślała, dziecko, fajnie lubiła zawsze i chciała mieć dzieci, więc spoko. Choroba, każdemu może się zdarzyć. Była przekonana, że dadzą sobie z tym radę. Bo przecież jak się ludzie kochają to przezwyciężą każdą przeszkodę. Był na tyle szczery, że powiedział, jej, że od czasu do czasu lubi sobie zapalić trawkę. Ona nigdy nie miała do czynienia z takimi używkami, więc uwierzyła, że on ma nad tym pełną kontrolę.

Różnił się od jej poprzednich męskich znajomych. Wysoką kulturą osobistą. Imponował jej dużą wiedzą na wszelakie tematy. Robił zakupy. Gotował. Nie rozrzucał skarpetek. Nigdy nie usłyszała od niego w swoim kierunku żadnych nie cenzuralnych słów tak jak to się zdarzało wcześniej. I ten jego głos. Żaden nigdy tak na nią nie działał jak ten.

Pierwsze pięć miesięcy to sielanka. Wspólne spacery, zakupy, gotowanie, posiłki. Papużki nierozłączki. W sypialni bez zarzutu. Nigdy nie było jej z nikim tak jak z nim. Gdyby była taka opcja mogli by z sypialni nie wychodzić. Po jakimś czasie on dostał propozycję pracy w innym  mieście. Spełnienie jego marzeń. Jak myślisz co ona zrobiła? Wyjechała z nim. Zamieszkali w wynajętym przez jego firmę mieszkaniu i zaczęli od nowa. Nowe miejsce i lepsze perspektywy na przyszłość. Tak im się wtedy wydawało. On na 8 godzin znikał w biurze on zajmowała się w tym czasie mieszkaniem, sobą i psem. Dbając o to by na stole czekał na niego ciepły obiad po powrocie do domu. I tak z dnia na dzień sielanka dobiegała końca. On wracał zmęczony po pracy, szedł spać na dwie godziny, znów jadł, oglądał tv w trakcie zasypiał i budził się rano po czym znikała za drzwiami na poł dnia. Dla niej miał coraz miej czasu. Co raz rzadziej z sobą rozmawiali. Nawet się nie kłócili tylko kulturalnie wymieniali zdania. Ona chciała by on poświęcał jej więcej czasu, on tłumaczył, że praca jest dla niego ważna i że ona musi zrozumieć, że w tygodniu dla niego jest praca a weekendy są dla nich. Wytrzymała tak 2 miesiące. Wróciła pewnego dnia ze spaceru z psem, spakowała walizki w 10 min i wyszła zabierając swojego czworonoga. On siedział na kanapie i patrzył z niedowierzaniem co ona robi, ale nie zatrzymał jej. Powiedział tylko z pewnością w głosie BĘDZIESZ TEGO ŻAŁOWAŁA. Ona jest z tych co nigdy nie żałuje raz podjętych decyzji.

Pięć godzin później była w swoim mieszkaniu. Czy było jej żal? Pewnie było. Tym bardziej, że myślała, ba była nawet przekonana, że ten facet to jest ten ostatni i na zawsze. Ale ona bardziej z tych romantycznych to czemu miałaby tak nie myśleć. Odżyła. Zajęła się wreszcie sobą. Zastanawiasz się czy on jej szukał? Zadzwonił i to kilka razy następnego dnia, ale ona nie odbierała telefonu od niego. Zostawił wiadomość na poczcie głosowej. I jeśli myślisz, że chciał żeby wróciła to się mylisz. Miał do niej pretensje jak mogła wyjechać i go zostawić.

Spotkali się raz po dwóch miesiącach, gdy przyjechał po swoje rzeczy. Rozmawiali długo. Do samego rana. Ona powiedziała mu czego od niego oczekuje. On, że przemyski i się odezwie. Napisał trzy dni później z pracy. Podjął decyzję, że praca jest dla niego najważniejsza.

Myślała, że już nigdy się nie spotkają. A jednak jak to często bywa, los potrafi zaskakiwać. Jednak okoliczności były dość mało ciekawie. Okazało się że on miał wypadek. Zadzwonił do niej ze szpitala. Jechał do syna i zasłabł za kierownicą. Odwiedziła go w szpitalu, choć nie musiała, ale czuła, że bardzo chce go zobaczyć. Fizycznie nic mu nie było. Ale psychicznie był wrakiem człowieka. W przerwach pomiędzy rozmowami z nią chodził po szpitalnym korytarzu jak marionetka, nastawiona na chodzenie od do. Spędziła z nim kilka godzin, po czym wróciła pociągiem do siebie. Płakała tak jak jeszcze chyba nigdy. Lekarz powiedział jej, ze choroba wróciła. Ale wiedział, że sobie poradzą. Ze to co ich łączy przetrwa wszystko. Kolejny raz pojechała już po niego. Znała zalecenia lekarza i zamierzała tego pilnować dla ich dobra. Nie narzekała kiedy on całymi dniami spał. Budząc się jedynie na posiłek i do toalety. Wiedziała, że on potrzebuje teraz czasu, na to żeby dojść do siebie. Organizm musiał przestawić się na działanie nowych leków. Trochę to trwało, a ona cierpliwie czekała. Na szczęście przyszedł taki czas, ze jego stan się poprawił znacznie. Na tyle, że mogli zacząć żyć razem a nie obok siebie.
Gdy ona cieszyła się z ich bycia razem straciła czujność co tak naprawdę się dzieje. Wizyty kolegów, wyjazdy z nimi zaczęły ją niepokoić dopiero wtedy kiedy okazało się, ze tylko nie ma siły wychodzić nigdzie z nią. Ze jej znajomi są nie ważni. Że zaczęło liczyć się tylko to co on chce. Jeśli chciała z nim o czyś porozmawiać, cos uzgodnić, a jemu temat rozmowy czy jej punkt widzenia się nie podobał, ucinał w środku zdania mówiąc, KONIEC TEMATU-TEMAT SKOŃCZONY-NIE MA OCZYM ROZMAIAĆ. Po milczeli kilka chwil w ciszy, a ponieważ ona nie lubi cichych chwil dlatego też jakoś tak szybko się wszystko łagodziło i przechodzili do porządku dziennego. Nie zauważyła tylko, że wszystko wyglądało i działo się tak jak on chciał.

Ponownie rozstali się po trzech miesiącach bycia razem. Nie mogła znieść tego, ze on ma ochotę spotkać się z swoimi znajomymi, ma siłę na to żeby z kolegami pojechać na przejażdżkę samochodową, czy na cokolwiek innego, ale tylko ze swoimi kumplami. Gdy chodziło o jej znajomych albo o nią samą, wymigiwał się. Przyszedł nawet taki czas, że nie chciało jej się wracać do mieszkania. Zrozumiała, że jego zasłanianie się choroba to tylko wymówka. Zresztą skuteczna przez jakiś czas. To dlaczego miał się nią nadal nie posługiwać. Na całe szczęście ona w końcu na oczy przejrzała i powiedziała dość. Kazała mu opuścić swoje mieszkanie. Spakował się bardzo szybko narzekając przy tym jaka to ona niedobra. Po czym zatrzasnęła za nim drzwi nie mówiąc mu nawet dowiedzenia. I pojechała tam gdzie mieli pierwotnie być razem.

Nie mieli kontaktu ze sobą przez pół roku. Spotkali się raz u niego na weekend. Nie był to do końca weekend jej marzeń. Sporadycznie pisali ze sobą na portalu społecznościowym. Ona mu odpisywała z grzeczności.
Po jakiś czasie to ich pisanie stało się częstsze, aż przyszło kolejne spotkanie. I tak zostało. Każdy weekend wspólny. Czuli się znów ze sobą wspaniale. Ona pomagała mu wyjść z dołka w którym akurat był przez tę swoją dwubigunówkę. A ze ona z tych co lubią się czuć potrzebne to taka rola jej odpowiadała. Odwiedzała go codziennie na detoksie w szpitalu. Potem gdy wylądował na psychiatrii też przychodziła z zakupami.

W pewnym momencie przyszedł taki czas, ze musiała zająć się sobą. Sama trafiła do szpitala w tym samym czasie co on. Okazało się że jest w ciąży. Szczęście jej było o tyle olbrzymie, ze bardzo długo dziecka nie miała i straciła już nadzieję, ze kiedykolwiek zostanie mamą. Jej szczęście mącił fakt, że ciąża okazała się zagrożona, ale tez to że on jest w szpitalu. A nie mogła mu o niczym powiedzieć gdyż jego lekarz uznał, że w stanie w jakim on teraz jest mógłby się załamać gdyby ona tę ciążę straciła. Poczekała aż wyjdzie ze szpitala. Odwiedziła go, powiedziała nowinę, on się bardzo ucieszył. Obiecywał, że papierosy od tond będą palone tylko na balkonie. Że maryśki nie będzie palił już w ogóle. I że się ogarnie tak całkowicie. Ona wierzyła, a może bardzo chciała uwierzyć. W końcu długo walczyła o to, żeby z pewnymi historiami ze swojego życia się pożegnał. Mieli zacząć wszystko od nowa. Tym bardziej, ze za 7 miesięcy miało przyjść ich pierwsze dziecko. Może to przeczucie, ale on od samego początku twierdził, że będzie dziewczynka. Śpiewał jej kołysanki, głaszcząc brzuch przyszłej mamy. Robił śniadania do łóżka, takie co to ciężarna jeść powinna. Nawet zakupy były robione pod nie obie. Niestety i tym razem sielanka nie trwała długo. Na oko jakieś 3 tygodnie. Powiedział, że jedzie odwiedzić mamę i już tam został. Nie przejmując się nią ani ich dzieckiem. Jego tęsknota za kolegami i używkami była silniejsza. Powinna była przewidzieć, że tak będzie przecież nie raz były o to boje. Żegnali się już kilka razy z tego powodu. Ale jak to zakochana kobieta pewnie myślała, że tym razem będzie inaczej. Po tygodniu wylądował na detoksie, on przekonany, że tym razem mu się uda, a ona przy nim jak anioł stróż. Jakie było jej zdziwienie gdy okazało się, ze został wypisany dyscyplinarnie z oddziału. Lekarz stwierdził, że nie mogą narażać innych pacjentów na to, ze stracą przez niego np zęby( w najlepszym wypadku). Dla niej to było absurdem i mimo upływu czasu nadal jest. Bo uważała wtedy i w dalszym ciągu, że wypisanie kogoś kto stanowi realne zagrożenie jest skandalicznym zachowaniem. Po to człowiek jest w szpitalu, żeby lekami zwalczyć to co pacjentowi jest. A nie po to by pozbyć się problemu.
Następnego dnia po wyjściu on pojechał do swojego rodzinnego miasta spotkać się z mamą, z którą chciał porozmawiać o przyszłości i o fakcie, że zostanie tatą. Konsekwencje tego wyjazdu ponoszą teraz wszyscy.
Wrócił dzień później, lekko poirytowany nie udaną rozmową z matką. Wczesnym po południem on i ona wybierali się zaklepać termin przyjęcia do szpitala na neurologie gdyż on miał skierowanie. Nie dotarli tam. Do niej zadzwonił jego brat, który poinformował ją, że dzień wcześniej on pobił jakiegoś człowieka a ten nie żyje. I w tej samej chwili ona myślała, że świat się skończył. On oświadczył jej, ze nikogo nie zabił i nie pobił. Jednocześnie coś dziwnego zaczęło się z nim dziać. Wygadywał takie słowa, zdania, które ze sobą nie tworzyły całości. Przestraszyła się, ale świadomość, że zaraz będą w szpitalu uspokoiła ją, była pewna, że on tam zostanie od razu gdy lekarze zobaczą, ze z nim dzieje się coś nie tak. Do szpitala nie dotarli. Ona uciekła z przystanku na którym czekali na autobus, po tym jak w dziwnym szale dogasił jej papierosa na czole. On szedł chwilę za nią, ale w rezultacie zginął gdzieś w gąszczu bloków. Po paru godzinach, przyjechała policja przesłuchać ją. I dzięki nim dowiedziała się szczegółów tego co wydarzyło się dzień wcześniej. Po kolejnych 2 godzinach zadzwonił tel, ktoś w słuchawce poinformował ją, ze jest już bezpieczna, bo on jest już złapany. Odetchnęła z ulgą, ale była też załamana. Ojciec jej dziecka za kratami, ona sama w zagrożonej ciąży. Bez niczyjej pomocy. Była jedynaczką. Rodziców już nie miała, dziadków także. Pierwszy miesiąc był dla niej koszmarem. Tak naprawdę wiele nie pamięta. No może oprócz milionów litrów wylanych łez. Dalsze miesiące były lepsze. Oswoiła się z sytuacją. Najważniejsza przecież była córka, która za parę miesięcy miała pojawić się na świecie. Osiem pobytów w szpitalu w przeciągu siedmiu miesięcy. Kilka wizyt w areszcie u niego. Mimo tego co się stało i co jej zrobił kochała go. Czekali cierpliwie na proces i na dziecko. Mała urodziła się miesiąc za wcześnie jako 2 kg wcześniak. On został uznany za winnego z wyrokiem 8 lat. Była u niego kilka razy z maleńkim dzieckiem. Chciała, żeby się poznali. Żeby mimo wszystko mieli siebie na wzajem. Była bardzo zła na niego o to co się stało, o to co im zrobił. Bo przecież liczyła że będą fajną rodziną. Ale nie można przestać kochać od tak, na pstryk. Przynajmniej ona tak nie potrafiła. Po roku jeżdżenia do niego, po woli, ale jednak skutecznie zaczęły znikać różowe okulary zakochania. Mimo, że on znalazł się tam gdzie był z takiego a nie innego powodu, nie wykazał żadnej skruchy. Zaczął znowu pokazywać, że on jest najważniejszy. Na początku ona tego nie zauważała, ale po kilku spotkaniach, gdzie traktował ją jak obcą, gdzie rozkazywał niemalże stwierdziła, że ten człowiek się nie zmieni. A gdy doszło do tego, że za ich nieporozumienia mścił się na małym bezbronnym dziecku powiedziała dość.!!!

Postanowiła szanownego tatę pozbawić praw rodzicielskich. I wierz mi dopiero wtedy przekonała się jaki on jest naprawdę. Jak grał przez większość czasu gdy byli ze sobą, mieszkając razem, a potem gdy on odsiadywał już wyrok.
Pozbierała sobie wszystkie części układanki i zrobiła jej się jedna całość. Szokujące było dla niej to do jakich wniosków doszła.

Ciekawa o co mu tak naprawdę chodziło? Już Ci piszę.!

On po rozwodzie wrócił do domu rodzinnego. Matka i owszem przyjęła syna, ale go nie zameldowała. I nawet ją otwarcie informowała, że tego nie zrobi. Tłumacząc to tym, że on jest już dorosły, więc niech sobie ułoży życie na nowo i się wyprowadzi. Zastanawiała ją postawa matki wobec syna, ale wiadomo wszystko wcześniej było skrzętnie ukrywane, żeby ona była tą do której on się wyprowadzi i tym samym będzie miał swoje miejsce na ziemi.

Jakie były tak naprawdę powody dla, których jego matka go u siebie nie chciała?

Uderzył ją i to nie raz. Zdarzyło się nawet, że była zmuszona uciekać przez okno.
Choroba psychiczna to tak naprawdę sciema. Ona dowiedziała się o tym jak on już siedział i to zupełny przypadkiem. Przyczyną jego pobytów w szpitalu na przestrzeni kilku lat. Niemal że dziesięciu było uzależnienie od środków psychoaktywnych (narkotyki).
Zawsze zastanawiało ją też to czemu nie zabiera syna do siebie na weekendy. Co prawda dzieliło ich 300 km ale raz na miesiąc, mógłby to zrobić. A jak jeździli do młodego w odwiedziny to zawsze towarzyszyła im była żona. Teraz już wiem. On ma ograniczone prawa rodzicielskie, a była żona była przez niego bita. Gdy obie sobie tak od serca porozmawiały, to tej przeszłej niedoszłej włosy prawie po wypadały pod wpływem informacji od ex.

To wszystko utwierdziło ją w przekonaniu, ze bardzo dobrze robi chcąc go pozbawić władzy rodzicielskiej nad córką. Najważniejsze jest dla niej bezpieczeństwo dziecka. Ale jak się okazało naiwność jej jest wielka. Bo mimo, że ojciec dziecka siedzi za zabicie człowiek, bił wcześniej swoją byłą już dziś żonę, ma ograniczone prawa do pierwszego dziecka, nie interesuje się córką, jest narkomanem i alkoholikiem to praw mu odebrać nie można !!! I to w świetle prawa.!
Spytasz a dlaczego ?
A dlatego, że nie można mu zabrać czegoś czego teraz nie robi, będą w więzieniu. Jedyne co można zrobić to zawiesić lub je ograniczyć. Ale to już zależy od decyzji sądu. Sprawa była kilka dni temu. Nie odbyła się z winy sędzi, która zapomniała powiadomić ZK, żeby go dowieźli do sądu. Kolejny termin wyznaczony na 21 marca 2016 roku. Pozostaje czekać jej jeszcze 3 miesiące co dalej będzie.

Mi nie pozostaje życzyć jej wytrwałości. I tego oby wszystko zakończyło się dobrze.

Póki co stwierdzić mogę, że polskie prawo jest do dupy.!!!
Matka chce uchronić dziecko przed nieodpowiedzialnym człowiekiem i nie może.! Pozostaje mieć tylko nadzieję, że nic złego się nie stanie po jego wyjściu.

Macie podobne doświadczenia??? Jeśli tak podzielcie się tym co myślicie na ten temat. Pewnie marne pocieszenie, ale jak to mówią w kupie raźniej,
 

8 komentarzy:

  1. Włosy aż mi się jeżą na głowie mocny tekst a prawo jest chore

    OdpowiedzUsuń
  2. historia bardzo przykra. A co do prawa.. witamy w Polsce, pod tym kątem nigdy nic się nie zmieni... tak samo jak zabierają dzieci do rodzin zastępczych dobrym ale biednym matkom(pomijam szerokim łukiem rodziny patologiczne) bo nie mają warunków, po co zostawić dziecko przy matce i dać jej 1000zł jak można to dziecko odebrać i dać rodzinie zastępczej . Chory kraj i chore prawo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że ja tez nie rozumiem i nie widzę sensu zabieranie dzieci tylko dlatego, że w domu się nie przelewa. Teraz podobno ma się to zmienić, ale jak będzie w praktyce czas pokaże.

      Usuń
  3. o rany, tragiczna historia, przypomina mi się ta sytuacja, bodajże z wakacji, kiedy ojciec odebrał dziecko z przedszkola i gdzieś na wydmach pod Gdańskiem/Gdynią zabił własne dziecko, nie mogę czytać, słuchać takich historii, to jest coś okropnego!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam o tej historii. Niestety takowych jest więcej. I większość nie ujrzała światła dziennego. A powinno się o tym pisać/mówić bo jest szansa, że dzięki temu da się niektórych uniknąć.

      Usuń
  4. Facet narkoman, dziewczyna współuzależniona od toksycznego związku i dziurawe prawo, szkoda że później cierpią na tym dzieci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na całe szczęście potrafiła "wyjść" z tego uzależnienia. I zacząć od nowa z córką u boku.

      Usuń